Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi, a jest co nadrabiać, bo nie leniuchowałyście tak jak ja. Przy okazji sprawdziłam fejsa. Nie czytam zazwyczaj bardzo dokładnie wszystkich postów, zwłaszcza dodawanych przez Annie Rice, bo zazwyczaj po prostu mam zbyt dużego lenia żeby skupiać się na tym, żeby zrozumieć co autorka miała na myśli, a jednak dzisiaj czytałam dokładnie i... no szok. Nie wiem czy jest tutaj ktoś równie stary jak ja, pamiętający jeszcze Pogromców Duchów? Jak tak, to pewnie pamiętacie jednego z nich, takiego chudego gostka w okularach, który można powiedzieć wśród nich wszystkich był "mózgiem". Doktorek. Grał go Harold Ramis. Nie powiem, żebym była nie wiadomo jak wielką fanką samego aktora, ale jeśli chodzi o film, to pomimo, że nie było to jakieś wielkie dzieło, mam do niego ogromny sentyment. Nie wiem czy słyszałyście/czytałyście/czy cokolwiek, ale dzisiaj aktor zmarł, po długiej walce z chorobą. Powiem Wam, że strasznie nie lubię takich wiadomości, co jest przecież zrozumiałe, nikt nie lubi. Ale jeszcze te 10-15 lat temu, jak słuchałam, że ktoś znany nie żyje to rzadko zdarzało się, że była to osoba mi na tyle znana żebym jakoś mocniej to przeżywała, podczas gdy dorośli rozmawiali, dzielili się swoimi wspomnieniami o danej osobie i tak dalej ja myślałam "no kurcze zdarza się, każdego to przecież czeka". Ale z drugiej strony sama przecież miałam znanych ludzi, których ceniłam, podziwiałam czy choćby tylko po prostu znałam i lubiłam. I kiedyś tak siedziałam i zastanawiałam się, a co będzie jeśli spotka to kogoś, do kogo ja byłam przywiązana. A przecież spotka to na pewno, jak wspomniałam, przecież czeka to każdego z nas! Ale stwierdziłam, że wtedy pewnie będę już stara, pomarszczona, a najprawdopodobniej sama już będę na łożu śmierci. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam, kto z tych "znanych i cenionych" przeze mnie pierwszy odszedł z tego świata. W każdym bądź razie, w pewnym momencie zaczęli odchodzić właśnie ludzie, których znali nie tylko moi rodzice, czy dziadkowie, ale ja też. Ale byli ludzie, którzy byli dla mnie nieśmiertelni, pomimo, że to nie możliwe. Do tej grupy na pewno należała moja rodzina (teraz, niestety wiem, że to nieprawda), moi idole. Z rzeczywistością zderzyłam się przed moimi szesnastymi urodzinami. Rok 2008 był moją bramą do rzeczywistości, szarej, brudnej i znienawidzonej przez którą przeszłam i już nie mam jak wrócić. Nie jestem jeszcze aż tak stara, ani pomarszczona. Nawet z tego co się orientuję, nie stoję jeszcze jedną nogą w grobie (mam przynajmniej taką nadzieję!), a już odchodzą ludzie, na których temat ja również mam coś do powiedzenia, jak moi rodzice te 15 lat temu. Których twórczość mogę wymienić. Których kojarzę z twarzy/głosu/działalności. Trochę ta dzisiejsza notka poplątana, ale nie lubię śmierci, bez znaczenia w jakim wieku dopada. Pomimo, że nie byłam wielką fanką pana Harolda jest mi teraz smutno i wolałabym żeby to się nie zdarzyło. Ale jak już pisałam... każdego to czeka.
Nie wiem co jeszcze mogę napisać, jak to zakończyć...
Może po prostu.
Ja będę pamiętać. A w sercach swoich fanów Harold Ramis będzie wiecznie żywy.
Pamiętajcie, że jest to też wspominanie myśli 6-10 latki, która w głowie miała zabawę i muzykę, a nie filozoficzne rozmyślania, więc nie wszystko jest takie jakie powinno. A i napisane jest wszystko chaotycznie, bo nie przemyślane i pisane pod wpływem obecnie ogarniających mnie emocji.
Ah… Nie wiem co napisać. Szczerze mówiąc to aktora kojarzę jak przez mgłę, ale… ale jak przeczytałam to było takie "och". Bardzo nie lubię czytać/słyszeć/oglądać takich wiadomości. Bo uświadamiam sobie że "każdego to czeka". Robi mi się przykro, szczególnie jeśli chociaż coś troszkę kojarzę daną osobę. To przykre że coraz więcej osób w dość młodym wieku (69 lat to przecież nie jest wcale tak dużo, chociaż może ja mam złe porównanie bo moja prababcia ma 90) odchodzi.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
Jacksonka
R.I.P. Harold Ramis
Ja gdy byłam mała też oglądałam Pogromców Duchów. :D Do tej pory to bardzo lubię i zawsze bawią mnie te odkurzacze na ich plecach.
OdpowiedzUsuńTo smutne, że ten aktor zmarł, no ale taka jest kolej rzeczy. Gdyby nie choroba, pewnie mógłby dłużej cieszyć się życiem. Tak jak mówiłaś o tych znanych osobach, które odeszły chcąc nie chcąc zaczęłam myśleć o moich idolach, którzy też mogą żyć tylko w naszych wspomnieniach, to zrobiło mi się trochę smutno. W takich momentach zawsze zastanawiam się nad tym jak to wszystko jest takie kruche i jak szybko to przemija. Jednego dnia jesteś, a drugiego już nie. Tak ogromna różnica, a tak naturalna, brutalna i bolesna. Często mam też takie zrezygnowane myśli. Zazwyczaj dotyczą tego, że ta osoba już NIGDY nie zaśpiewa, już NIGDY nie zagra żadnej roli, już NIGDY się nie uśmiechnie, a ja dajmy na to marnuję dzień oglądając głupawe sitcomy. Właśnie dzięki temu mam ochotę ruszyć tyłek i coś zrobić, cieszyć się chwilą. Nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie nasz koniec. Trzeba to wykorzystać najlepiej jak się da.
To nic, że Twoja wypowiedź jest chaotyczna. Lubię takie. Odzwierciedlają to, co dokładnie się czuje. :)
Pozdrawiam- Kinga
Ja tego nie oglądałam niestety :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową do nas; )
Diana
J zawsze z moją mamą oglądam Pogromców Duchów. I ta muzyka ^.^
OdpowiedzUsuńKurde... szkoda Pana Harolda. :c Był naprawdę świetnym aktorem.
Pozdrawiam, Emaa ;D