Siemka. Oto Uciekinierka 3. Chociaż właściwie to uciekinierka 1/4. Nie jestem z tego dumna. Chociaż chciałam, żebyście trochę poznały Irene. Jest to krótkie i takie... nijakie. I nie ma Michaela. Mam nadzieję, że teraz się coś ruszy, bo już naprawdę przeholowałam z tym czasem oczekiwania na nową notkę. Właśnie dlatego też dodaję dzisiaj to-to. Bo dawno już obiecałam, a sama sobie obiecałam, że we wtorek na pewno coś dodam, więc dodaję to co mam. Mam nadzieję, że nie pośniecie.
Miłego czytania :)
______________________________________________________________________________
-
Proszę nam opowiedzieć o pani problemie...
-
To... ja może zacznę od początku. Nazywam się Irene. Mam
dwadzieścia dwa lata, córkę dwulatkę, psa. Trafiłam tutaj przez
problem, którego nie było już prawie trzy lata, jednak wrócił.
Jak wszystko...
-
Tak...? Opowiadaj dalej...
-
Nigdy nie byłam zadowolona z siebie, buntowałam się przeciw
wszystkiemu, rodzicom, nauczycielom, sobie. Nie uczyłam się, do tej
pory nie wiem jak zdałam maturę i jakim cudem dostałam się na
studia. Zaczęłam brać. Twierdziłam, że to dla rozluźnienia.
Taka odskocznia od szarej rzeczywistości.
-
I co się zmieniło?
-
Wpadłam. Właściwie to... zostałam wykorzystana. Później
pojawiła się moja córka. I moje życie... ono zmieniło się o
trzysta sześćdziesiąt stopni...
~*~
Odkąd
skończyłam 5 lat byłam niezależna. Rodzice zabiegani, ona miała
nianię, którą bardziej interesował serial w tv niż ona. W wieku
6 lat umiała czytać i znała większość prostych przepisów z
książki kucharskiej mamy. Umiała je w większym lub mniejszym
stopniu wykonać. Później, gdy była starsza, starała się dobrze
uczyć, żeby rodzice byli dumni, ale oni nie mięli czasu na dumę.
Kiedy by nie przyszła do nich się pochwalić kolejną dobrą oceną
czy wygraną w konkursie, olewali ją. Kazali nie przeszkadzać. Nie
zabierać im cennego czasu z kontrahentami, telefonem i papierami. W
końcu przestało jej zależeć. Znalazła przyjaciół. Starszych,
którzy pokazali jej jak może żyć, dali jej pozorne szczęście i
pozornie im na niej zależało. Zaczęła pić. Popalać papierosy. W
szkole średniej częściej jej nie było niż była. Nie miał kto
jej przypilnować, niania dawno przestała się nią zajmować, a
rodzice dalej byli bardziej zajęci pracą niż własnym dzieckiem.
Powiadomienia ze szkoły nigdy do nich nie docierały. Na telefony
też znalazł się sposób. W końcu dali jej spróbować czegoś
nowego. Mocniejszego niż alkohol. Dającego lepsze efekty. A w
połączeniu... Idealne oderwanie od nieidealnego życia...
W
końcu wszystko wymknęło jej się spod kontroli...
To
było nieuniknione...
Była
na haju. Nick podał jej coś nowego. Mocniejszego. Nie ogarniała co
się wokół niej dzieje. Biegła przed siebie, uciekała i sama nie
wiedziała przed czym. Ale wiedziała, że musi biec. Dać z siebie
wszystko. Urojenia po narkotykach? Możliwe. Ale nie warto ryzykować.
Biegnie. Łapie ją skurcz, ale nie poddaje się, słyszy
przyspieszony oddech za plecami. Sapanie. Może tylko jej wyobraźnia?
Przyspiesza. Popełnia błąd. Odwraca głowę. Potyka się. Już po
niej. To już koniec.
Obudziła
się trzy dni później, w szpitalu podłączona do wszystkich
możliwych kroplówek. Nie było przy niej nikogo. Była sama - jak
zawsze. W końcu kto by się przejmował głupią ćpunką. To jej
wina, ona zniszczyła życie sobie i swojej rodzinie. A miała zostać
lekarką, tak chciała mama...
Lekarze
powiedzieli, że niedługo wyjdzie, że wszystko jest w porządku, że
to się zdarza. Że ma się nie załamywać, nie poddawać. To minie.
Ale
co?
Później
się dowiedziała. Powiedzieli jej wszystko. Było jej obojętne to
co jej zrobili. Tak bardzo opanowana? Nie, to nie to. To depresja.
Ładowali w nią masę leków. Nie wiedzieli, że ona już dawno jest
uodporniona na takie małe dawki? Jeszcze do niedawna brała
wszystko, co wpadło jej w ręce. Chciała się uwolnić od tego
wszystkiego. Chciała umrzeć. A jak się potem okazało, wciągnęła
w to kolejną osobę - swoją córkę. Annie, swojego aniołka. Mówi
się, że dzieci z takich przypadków są niechciane. Ale tu było
inaczej. Annie była wyczekiwana. A później rozpieszczana. Irene
mogła nie zjeść, ale nie mogła pozwolić, żeby jej małej
córeczce czegokolwiek zabrakło. Wiedziała, że dla dziecka musi
przestać. To był dodatkowy kop. A jednak teraz znów się coś
zmieniło. Odkąd Annie zniknęła, pomimo że wszystko skończyło
się dobrze, Irene miała wrażenie, że sobie nie radzi, że to za
dużo. Zaczęło ją ciągnąć to czegoś mocniejszego niż alkohol
i papierosy. Chciała znów udać się do swoich "przyjaciół"
z przeszłości. Ale wiedziała, że nie może, dlatego przyszła tu
i rozmawia z tymi ludźmi. Nie chce do tego wracać. Nigdy.
~*~
-
Coś na to poradzimy, coś wymyślimy – powiedziała terapeutka,
ale Irene już sama wiedziała co musi zrobić. Musi wziać się za
siebie i nie poddawać. Dla córki. Dla tego promyczka oświetlającego
jej marne życie. I da radę. Choćby było cholernie ciężko, nie
podda się.
Ojeju… Biedna. Od początku samotna. Na pewno da radę i nie wróci do narkotyków. Wierzę w nią!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następną :)
Jacksonka
Ps. Co ty gadasz że jest "nijakie". Jest świetne! Z resztą jak wszystko co wychodzi z pod twojej ręki.
Jakie to musi być okropne od małego być samemu. Ja bym chyba nie zniosła takiej obojętności rodziców. Za bardzo by mnie to bolało. Na szczęście bohaterka nadal jakoś tam się trzyma, ledwo, ale coś tam jest. Mam nadzieję, że nie wprowadzisz jej w duże tarapaty. :)
OdpowiedzUsuńNie mogę też się doczekać aż Irene spotka w końcu Michaela. Ciekawi mnie jak to wymyśliłaś.
Nigdy więcej nie mów, że Twoje opowiadanie jest nijakie, bo to się mocno mija z prawdą. Piszesz świetnie i nie masz się co przejmować.
Czekam na nową notkę i pozdrawiam. Kinga :)
Masz świetny pomysł na opowiadanie, a to tego dzięki twojemu talentowi jest realizowane genialnie. Czekam na więcej "uciekinierki:. Przepraszam za numer z prima aprilis i zapraszam do nas ;)
OdpowiedzUsuńDiana
Ty wiesz, że jestem Twoją największą fanką, prawda?
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że problem Irene jest aż tak głęboki... :(
Tylko czemu tak krótko?!?! Chcę więcej! :))))
Tylko na przyszłość ciut większą czcionkę poproszę, bo to już lata nie te i wiesz, muszę ślepia do monitora przyklejać bo mi się trochę rozmazuje to i owo... xD
Czekam na więcej!!! :)))