Z drugiego na szczęście dwie czwóry, ale dobra koniec chwalenia się ;P
Wiecie co? Chyba za dużo (w ogóle to jest możliwe?!?!) Michaela ostatnio wokół mnie, bo śnił mi się dzisiaj (nie narzekam, oj niee...) nie pamiętam o czym był ten sen, co nie zdarza mi się często. Wiem tylko, że był całkiem milusi i nie specjalnie chciało mi się wstawać rano z nadzieją, że przyśni mi się ciąg dalszy, czy coś.
Swoją drogą, włączyłam sobie BAD25 z canal+ i powiem Wam, że jakby nie huk na budowie za oknem to byście tego dzisiaj nie czytali bo się zagapiłam, za-oglądałam, zasłuchałam i wszystko co tylko mogłam za... razem z zakochałam!
"Ale super, ktoś tu nasikał..."
Oj ludzie...
Powiem Wam, że to wszystko napawa mnie taką energią. Naprawdę. Dostaję wręcz ADHD. Swoją drogą. Kiedyś, dawno temu słuchając ok 2 w nocy Dirty Diany, siedziałam koło biurka na którym stała lampka. Takiego ADHD dostałam, że jak zaczęłam fikać to wyżej wymieniona zleciała mi na tą moją chorą łepetynę. Metalowa lampka średnio miękka na długo wyleczyła mnie z "tańcowania" po nocy.
Za to jak pod koniec zobaczyłam Jarmaine'a powiedziałam tylko "nie mów tego... proszę." Cholera jestem walnięta, ale nie obejrzałam do końca. Nie potrafiłam. Nie wiem czy pamiętacie, że pogrzeb był emitowany w tv? Zaczęłam oglądać i... koniec. Nie potrafiłam. Do tej pory nie obejrzałam tego do końca...
Dobra. Uspokoiłam się i skończyłam oglądać. Dzisiejsza miniaturka stała dzisiaj pod naprawdę dużym znakiem zapytania. Skończyłam oglądać film i postanowiłam w końcu zabrać się za poprawianie tekstu. Po otwarciu pliku poryczałam się i nie byłam w stanie nic napisać. Ta miniaturka była dla mnie trudna. Powstała na drugi dzień po dacie na końcu notki. W tym momencie biorę się za pisanie... i powiem Wam, że robię to dla Was, ale przede wszystkim robię to dzisiaj dla siebie. Chyba tego potrzebuję...
Kocham Was.
________________________________________________________________________________
~*~
Ze wszystkich stron otaczały mnie
drzewa. Wszędzie rozbrzmiewał ich szum. Były piękne. Zielone.
Wysokie. Pachnące. Obrośnięte miękkim, zielonym mchem. Było
słychać szum rzeczki przepływającej gdzieś niedaleko. Stąpałam
bosymi stopami po zielonej trawie. Moja suknia ciągnęła się po
ziemi za mną. Była śliczna. Wyglądała prawie jak do ślubu.
Prawie...
Jedyne co ją różniło to, to że
była czarna. Podobnie jak mój nastrój w tym momencie.
Nie, nie należę do subkultury emo.
Nie mam depresji. Nie jestem... dziwna.
Po prostu godzinę temu dowiedziałam
się najgorszej rzeczy w moim życiu. Jest 4 nad ranem, wszystko
budzi się do życia tylko ja myślę o śmierci...
O tej śmierci, która dotknęła nie
tylko mnie, ale także miliony ludzi na świecie. Tych starszych i
tych młodszych. Kobiety i mężczyzn. Babcie i wnuczki. Ludzi o
kolorze skóry ciemnej jak i tej całkiem jasnej. W tym momencie
wszyscy byliśmy tacy sami. Wszyscy równie pogrążeni w bólu.
Czuliśmy tę samą rozpacz...
Tak naprawdę byliśmy teraz jednym,
małym chłopcem o ciemnej skórze z afro na głowie, mężczyzną z
karnacją kawy z mlekiem i kręconymi włosami, ubranym w skórzane
ubrania ze sprzączkami, Mężczyzną z krótkimi włosami, w
potarganych ubraniach trzymającego się dwóch drzew, któremu
wiatr, piasek i wszelkiego rodzaju liście leciały na twarz,
odbijały się od jego policzków, drażniły oczy i gardło. Byliśmy
człowiekiem, który kochał dzieci, który przejmował się losem
innych i który kochał nas tak samo jak my jego.
Nie wiedział o naszym istnieniu, nie
wiedział kto jak wygląda, ale nas kochał, za to, że zawsze
byliśmy z nim. Za to, że będziemy jego muzykę przekazywać dalej
oraz za to, że go kochamy. On kochał nawet tych, którzy dopiero
teraz go pokochają. Bo wszystki tak naprawdę, mimo tych wszystkich
różnic, jesteśmy tacy sami...
Między wysokimi drzewami znalazłam
jedno, powalone. Jego kora była sucha. Martwa. To przez ostatnie
nawałnice, które przeszły nad Polską. Przetrwały tylko
najsilniejsze. Tak...
On też był silny. Przetrwał wiele.
Katowanie przez ojca, oskarżenia o
czyn, którego nie popełnił. Ba! Czyn, którego się brzydził!
Ptzetrwał oskarżenia o wybielanie skóry, a także nie przejmował
się kiedy ludzie mówii mu, że jest dziecinny i dziwny...
Jednak czy na pewno się nie
przejmował? Przecież tego nie wiemy. Kiedy przebuwał w domu,
sam... może właśnie wtedy przeżywał to bardziej niż jesteśmy
to sobie w stanie wyobrazić? Tyle pytań... a odpowiedź zna tylko
nieliczna grupa osób. Tych najbliższych.
Usiadłam na powalonym drzewie i
wpatrywałam się w wiewiórkę biegającą po polanie.
Tak. Jest 26 czerwca. A ja jestem w
lesie koło mojego domu. I tak. Mówię o Michaelu Jacksonie.
Człowieku, którego uwielbiam i szanuję już 12 lat.
12 cholernie długich lat, wypełnionych
jego wspaniałą muzyką. Mam na imię Wioletta. Właśnie skończyłam
pierwszy rok technikum. Mam 17 lat, czerwone włosy, na nogach
trampki i tą długą suknię na sobie.
Nienawidzę sukienek. Nie mam pojęcia
dlaczego ją ubrałam.
Nagle poczułam, że nie jestem sama.
Usłyszałam kliknięcie aparatu. Odwróciłam szybko głowę i
ujrzałam Martę. Moją przyjaciółkę z dzieciństwa.
Nasze drogi się rozeszły dawno temu.
Nie utrzymywałyśmy kontaktu od paru lat przez sytuację, którą
znałam ja, ona i jej rodzice. Nie ważne. To za bardzo boli, żeby o
tym opowiadać. Strasznie się zmieniła, nie rpzypominała mi siebie
sprzed lat zanim wyjechały ze swoją mamą daleko po tym wszystkim.
Jednak z jakiegoś powodu wiedziałam, że to ona. Może to jej oczy?
Czarne, kręcone włosy? Nie wiem.
Podeszła do mnie z uśmiechem i
zrobiła mi kolejne zdjęcie. Nie odzywałyśmy się do siebie. Ona
chodziła naokoło mnie i robiła mi zdjęcia, a ja siedziałam i
starałam się nie zwracać na nią większej uwagi. Czułam się jak
małpa w zoo, ale w obecnum stanie było mi naprawdę wszystko jedno
co się dzieje wokół mnie. Nie obchodziło mnie nic oprócz bólu,
który rozrywał mnie od środka.
Zerwał się wiatr. Liście drzew
szumiały popychane przez lekki podmuch. Szuk układał się w
muzykę. Skupiłam się na nim. Nic się nie liczyło tylko ten
dźwięk. Doszedł do tego plusk wody w rzece. Nagle po raz kolejny
dzisiaj poczułam, że ktoś mi się przygląda. I nie była to
Marta. Ona dalej chodziła naokoło mnie i robiła te przeklęte
zdjęcia. To był ktoś inny. Ktoś, kto spowodował, ze w moim
brzuchu zaczęły się kotłować motyle. Siedziałam tyłem do
niego, ale czując jego wzrok na karku przechodziły mnie ciarki.
Chciałam się odwrócić jednak coś mi nie pozwalało. Jakaś siła
mnie blokowała. Tak, to chyba był strach. Usłyszałam szum liści,
kiedy przybysz zrobił parę kroków do przodu. Jestem pewna, że
podszedł już na tyle blisko, że było gowidać. Nastała cisza.
Miałam wrażenie, że nawet liście przestały się poruszać, a
rzeka płynąć. Marta przestała mi robić zdjęcia, schowała się
po drugiej stronie polanki między drzewami. Czy ten człowiek jest
aż tak niebezpieczny?
Wiewiórka, która wcześniej bawiła
się na polance biegła teraz w moją stonę. Ominęła mnie i
popędziła ptosto na przybysza.
To właśnie ta sytuacja mnie
ośmieliła. Powoli odwróciłam głowę czując coraz większe
podniecenie. Odwróciłam się całkiem w jego stronę. Wytężyłam
wzrok próbując dostrzec coś między gałęziami, aż zobaczyłam...
Ujrzałam człowieka, który był tak
piękny, że nie potrafię tego opisać. Jego brązowe oczy miały w
sobie radosne iskierki, hipnotyzowały. Te oczy przypominały oczy
dziecka. Jego karnacja była koloru mlecznej czekolady, czarne loki
opaday na ramiona, a na ustach miał szczery uśmiech. Wokół niego
rozciągała się jakaś dziwna auta, która dochodząc do mnie
wykrzywiła moje usta w równie szeroki jak u niego.
Podeszłam powoli do Michaela i
pogładziłam go po policzki. Był taki ciepły... Jakby miał
gorączkę. A może to nie on? Może to moje ręce były po prostu
takie zimne?
-Witaj. - powiedział patrząc w moje
oczy. Ja zamiast odpowiedzieć przylgnęłam całą sobą do jego
ciała. Przez chwilę miałam wrażenie, że on się przewróci, ale
nie. Trzymał mnie mocno, gładząc moje włosy.
-Czy ty... - wyszeptałam w jego ramię.
Byłam pewna, że nie dosłyszał mojego pytania, jednak on po chwili
na nie odpowiedział.
-Tak.
Jego delikatny głos rozniósł się
echem po lesie wracając do mnie kilkakrotnie. Uderzając w moje
uszy, a następnie serce. Osunęłam się na trawę i zaczęłam
płąkać, a on kucnął obok mnie.
Przyłożył palec do mojej brody i
lekko ją podniósł tak, że moje oczy spojrzały znów prosto w
niego.
-Jesteś chociaż szczęśliwy? -
spytałam czując jak gorące łzy spływają mi po policzkach.
-Tak. - po raz kolejny usłyszałam z
jego ust potwierdzenie. Jego ciepły oddech owionął moją twarz.
Przytulił mnie, a ja w miejscu gdzie wcześniej czułam w sercu ból
poczułam ciepło.
Michael wstał i pociągnął mnie za
sobą. To było pożegnanie. Czyżby żegnał się tak ze swoimi
fanami? Przytulił mnie jeszcze raz z całej siły i odszedł między
drzewa. Liście go przysłoniły, a ja zaczęłam biec za nim by móc
jak najdłużej przebywać w jego towarzystwie. Biegłam przed
siebie, lecz drzewa za którymi zniknął zamiast się przybliżać,
oddalały się. Zaczęłam krzyczeć jego imię i płakać. Potknęłam
się o korzeń i wywróciłam raniąc sobie boleśnie kolana. Ktoś
mną zaczął potrząsać. Otworzyłam szeroko oczy. Wokół mnie
panowała ciemność. Twarz miałam mokrą od łez, leżałam na
czymś twardym, a nade mną widziałam oczy mojej siostry. I wciąz
krzyczałam jego imię.
Tak.
To był sen.
Piękny.
Po tym wiedziałam już, że Michael
jest szęśliwy gdziekolwiek jest.
Jest już 27 czerwca.
~*~
________________________________________________________________________________
Przepraszam Was bardzo za to wszystko.
To naprawdę był mój sen, dlatego niektóre fragmenty mogą być dla Was niezrozumiałe, jednak dla mnie mają sens większy niż mogłoby się wydawać. Jednak nie mogę Wam wszystkiego powiedzieć, to jest bardzo trudne i bolesne. Powiem tylko tyle, że postać mojej przyjaciółki na pewno symbolizuje pewną plotkę...
Trudne to wszystko jest dla mnie...
Kocham Was. Naprawdę kocham Was bardzo mocno...
W sprawie BAD25. Z "Ale super, ktoś tu nasikał..." śmiałam się tak że myślałam że nie wyrobię. Po prostu ledwo co łapałam oddech.
OdpowiedzUsuńZa to potem się poryczałam. Wiesz po jakim momencie. Oglądałam wieczorem bodajże to był piątek i potem do 2 w nocy ryczałam.
Co do opowiadania. Szczerze? Nie wiem co powiedzieć. Czytając to mam znowu łzy w oczach. Wiesz, miałaś piękny sen. Żałuję że nie doświadczyłam czegoś podobnego. I wiem że to brzmi trochę dziwnie, bo było to dla ciebie na pewno bolesne, ale ja naprawdę… eh… tęsknię za nim. Nigdy go nie spotkałam i sny to jedyne miejsce gdzie się z nim widuję. A nie śnił mi się już z chyba ponad pół roku. A mimo że sny takie jak ty miałaś są bolesne, to ma się przeświadczenie że jemu nie jest źle. Chciałabym to wiedzieć, a wciąż jestem pozostawiona w jednym z moich znienawidzonych uczuć - niepewności.
Powtarzam żebyś nie przepraszała. Nie masz za co. Czekam na nową.
Jacksonka xD
O boże dziewczyno ! to jest świetne...piękny sen...zazdroszczę. Strasznie mi się podoba ! chyba mnie uzależnisz tym opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńCo tu mogę jeszcze napisać...no nie wiem. Piękne jest to co piszesz, takie dopracowane, dobrze napisane...po prostu cudo ;)
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nową.
Strasznie się cieszę, że podoba się Wam to co piszę. Przepraszam przede wszystkim za chaotyczność "mowy autorki". To jest po prostu zbiór tego co chcę Wam przekazać z całego okresu kiedy tu nie piszę. Potem tego nie porządkuję tylko wklejam. Mam popisane lustro, torebkę, milion notatek w telefonie żeby mi nic nie uciekło. Jest takie: "O cholera o tym muszę napisać!" i notuję. Nawet na ścianie jak już nie ma gdzie ha, ha a potem to wygląda jak wygląda :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz bardzo Wam dziękuję :)
Powiem krótko: brak słów, piękny sen :) Diana
OdpowiedzUsuńJest dobre konto :P
UsuńWzruszyłaś mnie tym, naprawdę. Łzy mi stanęły w oczach na wzmiance, że jest mu tam dobrze. A wracając do filmu Bad25- oglądałam go kiedy indziej. Gdy Jarmaine ogłosił tą wiadomość płakałam tak jak wtedy, gdy straciłam dziadka. To też było takie bolesne.
OdpowiedzUsuń