wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział trzeci

Siemka.
Znienawidzicie mnie za te długie przemowy. Wiem. Przepraszam za nie.
Wiecie co... jest mi źle z tym wszystkim. Tak naprawdę to wszystko, ten blog to mój powrót. Przez długi czas mnie nie było. Miałam dość siebie samej. Było mi źle, ponieważ... Nie wiem jak to ująć. Przestałam czuć. Przestałam czuć muzykę. Ale najgorsze było to, że przestałam czuć muzykę Michaela. Nic. Żadnych ciarek jak zawsze. Wciąż ryczałam. Tak. Ale tylko dlatego, że czułam się jakbym Go zdradziła. Było mi źle. Trwało to dwa lata. Przez ostatnie dwa lata praktycznie nie słuchałam Michaela. Jedynie jak leciała jakaś piosenka w radiu. Z muzyki nie zrezygnowałam, pomimo że sama nie jestem umuzykalniona w żaden sposób, muzyka to część mojego życia. Ale przy niczym czego słuchałam nie czułam tego, co kiedyś przy Jacksonie. Było mi z tym tak bardzo źle...

I wiecie co? To wróciło. Tak nagle. Samo z siebie. Znów słucham, znów ryczę i znów mam ciarki jakbym wyszła na mróz w samych majtkach. Wróciłam. Nawet pisząc to opowiadanie mam ciarki. Kurcze. To wszystko jest takie... bez ładu i składu. Taka moja spowiedź przed Wami. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. A teraz zapraszam do czytania.
______________________________________________________________________________


Za bramami prowadzącymi na lotnisko panował straszny ruch. Pracownicy sprawdzali wszystkie zabezpieczenia oraz sprzęty, żeby nikomu nic się nie stao, a tym bardziej, żeby nic się nie stało samemu Michaelowi. Stało tam już kilkanaście karetek, barierki oddzielające kolejne sektory lotniska, aby ludzie mięi jendak jakąś przestrzeń. Każdy sektor miał pomieścić około pięciu tysięcy fanów. Bilety na koncert rozeszły się wszystkie, czyli sto dwadzieścia tysięcy sztuk. Koncert miał się rozpocząć o godzinie osiemnastej, ale do sektorów wpuszczali już cztery godziny wcześniej. Na początku grały supporty. Miałam szczęście. Miałam szansę znaleźć się najbliżej sceny, ponieważ bilet który miałam był przydzielony do sektorów I-XVIII. Najlepiej byłoby gdybym miała szansę dostać się do sektoru II. Znajdował się on naprzeciwko środka sceny. Sektor I i III były po bokach. Zbliżała się czternasta, wszyscy nerwowo ustawili się pod bramą dzierżąc w dłoniach bilety. Byłam blisko wejścia. Nie najbliżej, ale jednak znajdowałam się w takim miejscu, że mogłam być pewna dostania się go któregoś z pierwszych trzech sektorów. Szczęście rozsadzało mnie od środka. Pogoda zaczęła się psuć, ale emocje były tak wielkie, że nikt nie zwracał uwagi na chłodny wiatr. Czułam się jakby to był sen. Kręciło mi się w głowie, a nogi miałam jak z waty, przez co glany wydawały się jeszcze cięższe niż normalnie. Bardzo powoli kolejka zaczęła się przsówać do przodu. Zaczęło się wpuszczanie. Nie będę oszukiwać, w tym momencie zaczęła się walka. Ludzie się przepychali. Nie chodziło tutaj o złośliwość. To wszystko, to po prostu emocje, które nami wszystkimi targały. Kilka dziewczyn stało zapłakane, niektóre już nie wytrzymały tych emocji i odpływały w nicość. W końcu dotarłam do wejścia, ochroniarz sprawdził mój biler i naderwał go przepuszczając mnie dalej gdzie czekała na mnie kobieta, która przeszukała moją torbę sprawdzając czy nie mam w niej niebezpiecznych przedmiotów, a także mnie sprawdziła. Nie zwracałam uwagi na to co robi, byłam zbyt przejęta tym co się dzieje. Co się zaczyna. Powiedziała, że wszystko w porządku i uśmiechnęła się do mnie, ja zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w kierunku sceny. Przy każdym kolejnym sektorze sprawdzali po raz kolejny bilet i kierowali mnie dalej. W sektorze III skierowali mnie do sektora środkowego, byłam tutaj jedną z pierwszych osób, więc doszłam do barierki witając się ze znajomymi, których poznałam wcześniej. Tutaj emocje były już inne niż przy wejściu. Każdy miał swoje miejsce, nie trzeba było się pchać, żeby znaleźć się w najlepszym sektorze, tutaj panowało podniecenie i oczekiwanie na to co ma nastąpić. Znalazłam się tu z Kasią, dziewczyną, która wczoraj marzyła o wyciągnięciu na scenę. Wpadła w straszną histerię. Siedziała pod barierką i płakała. Te emocje towarzyszyły wielu innym ludziom. Po jakimś czasie najbliższe sektory były już zapełnione. Wpół do siódmej na scenę wyszedł facet zapowiadający pierwszy support jakim była Formacja Nieżywych Schabuff. Po nich na scenę wpadł DJ Bobo. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie po co przed tak dużymi koncertami grają supporty. Była to dobra metoda na lekkie rozluźnienie się. Jednak na koniec jego występu wszystko wróciło, miałam wrażenie, że nawet ze zdwojoną siłą. Facet zapowiadający kolejne występy najwięcej oklasków od nas dostał gdy zapowiedział tego na którego wszyscy tutaj czekali. Wtedy emocje sięgnęły zenitu. Zaczęło się. Płytę lotniska zalała ciemność. Jedynymi źródłami światła były lampy dalekosiężne, tak zwane lotnicze szperacze. Z wielkich głośników wydobył się głos odliczający:
- … siedem... sześć...
Panie i Panowie... pięć... cztery...

Już za kilkanaście sekund... trzy, dwa...
Wkrótce!...
Jeden...
Staniecie się częścią... zero!
Jego HIStorii!!

W głośnikach coś zaczęło charczeć, wydobył się z nich pisk gitary i na wielkich telebimach rozpoczęła się projekcja filmu. Bohaterem był Michael ubrany w kombinezon wsiadał do jakiegoś statki kosmicznego, po czym wyruszył torami pomiędzy historią. Były fragmenty gdy Jackson był mały, były różne kraje, piramidy... Tak ruszył w naszym kierunku... ruszył w kierunku Warszawy.
W pewnym momencie komputerowy głos oznajmił, że statek zbliża się do Warszawy, emocje były niesamowite, niektórzy krzyczei inni zahipnotyzowani wpatrywai się w telebimy z szeroko otwartymi ustami. Na scenie rozległ się huk i pojawił się dym. Z chmury dymu wyłonił się statek Michaela.
A pod sceną rozległa się cisza, wszyscy w napięciu wpatrywai się w scenę, a dokładniej w pojazd w którym teraz brakowało drzwi ponieważ piosenkarz wyważył je jednym silnym kopnięciem. Wyskoczył ze statki, zdjął hełm i odrzucił do tyłu swoje włosy. Z głośników wydobył się ogłuszający jazgot. Pod stopami czuliśmy jak trzęsie się ziemia. I nagle usłyszęliśmy pierwsze takty piosenki Scream. Emocje wybuchły. Już nikt się nie kontrolował, wszyscy krzyczeli, skakli, śpiewali wraz z Michaelem. Piosenka nie doszła do połowy jak nad naszymi głowami przeniesiono kilkanaście dziewczyn, które nie wytrzymały emocji. Zemdlały. Jak się okazało później nie tylko mdlejące dziewczyny były problemem lekarzy. Jeden z tych starszych ludz, którzy rano nam pomogli także był na koncercie. On także nie wytrzymał emocji i dostał palpitacji serca więc musiał interweniować kardiolog. Na szczęście nic mi się nie stało poważniejszego. To wszystko było magiczne...

W pewnym momencie, gdy zabrzmiała piosenka You are not alone, poczułam jak ludzie z tyłu, a zwłaszcza dziewczyny, odrywają moje ręce od barierek popychając mnie do tyłu. Każda chciała się dostać pod barierkę z nadzieją, że Michael zabierze właśnie je do siebie na scenę. W pewnym momencie upadłam, ale zaraz poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce zanim zostałam zdeptana. Ale nie skończyło się na podniesieniu mnie. Chłopak który mnie podniósł wziął mnie na ręce i podał do przodu. Tak przechodziłam z rąk do rąk, w pewnym momencie ku zaskoczeniu wszyskich znalazłam się za barierką. Niewiele myśląc pobiegłam w stronę sceny. Wszyscy byli w takim szoku, że nikt nie zdążył zareagować. Gdy wdrapałam się na scenę nie rzuciłam się na Michaela tylko stanęłam twarzą do niego i uśmiechnęłam się szeroko. Piosenkarz był chyba w nie małym szoku...

~*~


Zacząłem śpiewać You are not alone. Widziałem jak w pierwszych sektorach dziewczyny przepychają się do przodu. W pewnym momencie zauważyłem, że jedna z nich „pędzi” na rękach innych przez środkowy sektor ku scenie. Jak należało się spodziewać w końcu wylądowała za barierkami. Wszyscy byli zszokowani, nawet ochrona. Dziewczyna korzystając z okazji ruszyła w moim kierunku. Nie powiem, nieźle się wystraszyłem. Wiedziałem, że moje fanki często są jak w letargi i pomimo że nie chcą mogą zrobić krzywdę. Liczyłem na to, że ochrona coś zrobi zanim ona rzuci się na mnie... Jednak gdy tylko stanęła na scenie strach odszedł. Staliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w swoje twarze. Dziewczyna nie ruszała się z miejsca tylko uśmiechnęła się zabójczo jak małe dziecko, które coś nabroiło, a jej czerwone włosy potęgowały to, że wyglądała naprawdę uroczo. Podszedłem do niej i nie przerywając śpiewania przytuliłem ją mocno.
-Kocham cię – usłyszałem przy uchu i poczułem zimną dłoń dotykającą mojego policzka. 

To było dziwne uczucie. Takie inne niż do tej pory z fankami, które dostawały szału na scenie i wyczyniały różne rzeczy, od prób pocałowania mnie do wpadania w szał i nieświadomego szaprania mnie. Ona była opanowana. Widać było jak na dłoni targające nią emocje. Podniecenie, radość, wzruszenie, ale potrafiła się opanować. W jej oczach nie było obłędu jak u niektórych. Po chwili poczułem, że ochrona odrywa ją ode mnie. W ostatnim momencie poczułem usta na swoim policzku i znów zobaczyłem uśmiech, który jakby mógł rozświetliłby cały stadion pomimo panujących na nim ciemności. Odwzajemniłem jej go i patrzyłem jak zabierają ją ze sceny. I tutaj pojawiło się kolejne zaskoczenie ponieważ dziewczyna nie wyrywała się, ochroniarz nawet nie musiał brać jej na ręce. Szła kilka kroków przed nim zmierzając w stronę sektoru z którego została wypchnięta. Złapała rękami barierki i przeskoczyła przez nie. Została przyjęta przez fanów, którzy teraz znaleźli się tak strasznie blisko niech chcąc dotknąć osoby, która dotykała mnie... dziwne uczucie.

~*~


To sen. Z całą pewnością to jest tylko piękny sen. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Byłam na scenie. Przytulił mnie sam Król Popu. Sam Michael Jackson. Piosenkarz. Cudowny i wrażliwy człowiek. Przytulił mnie! A ja mu wyznałam miłość. Ja go pocałowałam w policzek. Teraz stoję i patrzę wciąż na show, a ludzie naokoło dotykają mojej bluzy w miejscu w którym przed chwilą były jego dłonie. Koncert trwał nadal. Teraz przyszła kolej na Will You be There. Na koniec Michael osunął się na kolana płacząc. Na wszystkich telebimach widzięliśmy jego skuloną postać. W tym momencie miałam ochotę jeszcze raz do niego podbiec i go przytulić. Powiedzieć żeby nie płakał. Jedną z ostatnich piosenek było Earth Song. Piękna piosenka. Piękne widowisko. Gdy na scenę wjechał czołg, z którego wyskoczył uzbrojony żołnierz celujący w Jacksona myślałam, że zejdę z tego świata. Serce ze strachu waliło mi jak oszalałe. Wiedziałam, że tak miało być, że to część przdstawienia, a jednak emocje były tak silne, że mimo wszystko odczuwałam strach. I wiem, że nie tylko ja. Nagle żołnierz opuścił katabin i rozpłakał się jak małe dziecko. Koncert zakończył się piosenką HIStory. Z głośników znów było słychać wycie, na niebie pojawiły się sztuczne ognie, a na scenie zasłony dymne. Wielu fanów nie doczekało do końca mdlejąc. Oni kończyli koncert w namiotach opieki medycznej... Nagle wszyscy zaczęli schodzić ze sceny. My staliśmy pod nią, a powietrze wciąż było pełne emocji po dopiero co zakończonym koncercie. Wszyscy skandowali głośno imię Michaela jednak nikt już na scenę nie wyszedł. Po wygaśnięciu świateł i upewnieniu się, że MJ już nie wyjdzie na scenę ludzie zaczęli przepychać się w stronę wyjść. Z każdej strony było słychać podniecone głosy fanów wciąż nie mogących uwierzyć w to czego przed chwilą byli świadkami. Ja stałam w miejscu wpatrując się w punkt, w którym zniknął mój idol. To naprawdę był już koniec.
Nie spieszyło mi się, ponieważ pociąg miałam dopiero jutro bardzo wcześnie rano, a stacja była niedaleko lotniska, więc nie spieszyłam się do wyjścia. W miarę jak wokół mnie pustoszało, robiło się coraz zimniej. Jednak moje emocje całkowicie zagłuszały uczucie chłodu. Usiadłam przy barierkach i wpatrywałam się w ludzi krzątających się po scenie i składających sprzęt. Nawet nie zauważyłam kiedy miejsce koncertu opustoszało, a światła prowadzące do wyjść pogasły. Emocje, które mną zawładnęły były niesamowite. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że udało mi się tu dostać, że wszystko było takie wspaniałe, stałam w najlepszym sektorze, w pierwszych rzędach, byłam na scenie, przytuliłam samego Michaela Jacksona, poznałam jego zamach. Ale z drugiej strony miałam ochotę się rozpłakać, że to wszystko już za mną. Że już się nie powtórzy. Po paru godzinach w krzyku i głośnej muzyce, cisza która teraz nastała była nie do zniesienia. Rozsadzała uszy. Żałowałam, że baterie w walkmanie się rozładowały, bo bym sobie włączyła i choć trochę zagłuszyłabym tą ciszę. Nagle moje przemyślenia przrwały czyjeś kroki. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem sama, a wokół mnie jest ciemno. W sumie teraz to już ni byłam sama. Z całą pewnością były to ludzkie kroki. Spróbowałam w ciemności wytężyć wzrok. Serce waliło mi ze strachu, w końcu tutaj nikt mnie nie usłyszy, ekipa ze sprzętem też już się dawno zwinęła. W ciemności wychwyciłam czyjąś sylwetkę. Udało mi się ustalić, ze jest to mężczyzna i nie ma złych zamiarów. Ba! On mnie nie widzi! Myślałam, że to jakiś fan, który tak jak ja czeka na pociąg i został tutaj, żeby zatrzymać troszkę dłużej tą chwilę.
Podniosłam się z trawy chcąc nawiązać z nim jakiś kontakt. Jednak zrobiłam to tak szybko, że nie spodziewający się mnie mężczyzna podskoczył z przerażenia. Grunt to dobre pierwsze wrażenie, no nie?
Przybysz uspokoiwszy się widząc, że nie jestem duchem oraz nie mam złych zamiarów zbliżył się do mnie, a ja mogłam mu się bliżej przyjrzeć. Mężczyzna był dosyć wysoki, tak na oko miał 180cm wzrostu, był szczupły, miał czarne kręcone włosy, czerwoną kurtkię, czarne przykrótkie spodnie, białe skarpetki i czarne mokasyny. W jednej chwilo dotarło do mnie kto przede mną stoi. Z początku myślałam, że to jakiś fan – sobowtór, ale gdy zobaczyłam w ciemności oczy, które tyle razy patrzyły na mnie z plakatów, od razu zrozumiałam, że to on. Widać było, że Michael jest tak samo zdziwiony, że ktoś tu jeszcze jest jak ja. Patrzyliśmy na siebie aż w końcu Michael uśmiechnął się nieśmiało do mnie i najnormalniej w świecie powiedział – cześć.
- Hej – odpowiedziałam i również się do niego lekko uśmiechnęłam. Może to nie za dobre porównanie, ale czułam się jak przy odpowiedzi gdy nauczyciel zadaje pytanie, a cała klasa wlepia we mnie wzrok. Tu było podobnie tylko wzrok całej klasy został zastąpiony tak przeszywającym wzrokiem mojego idola – Jestem Michael Jackson, a ty jak się nazywasz? - przez nerwy nic nie zrozumiałam. Czułam, że te dziesięć lat nauki języka poszły się paść na łąkę. Jednak po większym wytężeniu mózgu zrozumiałam, co przed chwilą usłyszałam i dobiło mnie to, że Michael mi się przedstawił. Tak jakbym go nie znała...
- Nazywam się Wiola... - wydukałam tak cicho, że nawet ja sama ledwo się usłyszałam.
- Przepraszam, możesz powtórzyć głośniej? - spytał Michael śmiejąc się. No zdenerwował mnie gościu. Ja wszystko rozumiem, ale kurcze, mój idol stoi sobie przede mną, oczekuje odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, to chyba normalne, ze się człowiek denerwuje prawda? A ten stoi i się jeszcze bezczelnie ze mnie śmieje!
- Nazywam się Wiola Brzęczyszczykiewicz – powiedziałam z wrednym uśmieszkiem. Michael popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, po czym spróbował powtórzyć – Wiola Brzen... Bszen... Brzenszyskiewisz... - podczas gdy mężczyna siłował się z tym trudnym wyrazem ja zapominając na chwilę o zdenerwowaniu wybuchnęłam śmiechem. Michael zarumienił się i uśmiechnął przepraszająco, a mnie uderzyło to jak bardzo jesteśmy podobni. Sama bym była tak speszona w podobnej sytuacji. Może to śmieszne, ale uderzyło mnie to, że tak jak i ja jest po prostu zwykłym człowiekiem, który nie jest idealny.
Przestałam się śmiać i kalecząc język angielski wytłumaczyłam mu, że żartowałam i podałam prawdziwe nazwisko, z którego wymową nie miał większych problemów. Potem usiedliśmy na trawie i zaczęliśmy rozmawiać. Michael wypytywał mnie o wszystko, gdzie mieszkam, co robię, ile mam lat i dlaczego przyjechałam. Odpowiadałam na jego pytania mimo że sama miałam do niego ich tysiące. Wiele razy mnie poprawiał gdy mówiłam źle, a ja starałam się zapamiętywać wszystko, żeby następnym razem nie musiał tego robić. Następnie przyszła kolej na moje pytania i tak się zagadaliśmy, że nie zwróciliśmy uwagi, że właśnie zaczęło switać. Po tych paru godzinach całkiem przestałam się denerwować, a nawet miałam wrażenie jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach. O godzinie piątej rano miałam pociag do domu, czekało mnie prawie dwanaście długich godzin jazdy. Michael zerknął na zegarek. Była czwarta. Powiedziałam mu, że muszę się powoili zbierać na pociąg, a on uśmiechnął się i powiedział, że jego pewnie też już szukają. Było mi strasznie ciężko się z nim rozstawać. Wiedziałam, że to było nasze pierwsze i najprawdopodobniej ostatnie spotkanie. Podnieśliśmy się z mokrej od rosy trawy, uścisnęliśmy sobie ręce i pożegnaliśmy się.
- Nie martw się, jeszcze się spotkamy – powiedział Michael widząc łzy w moich oczach.
- Chciałabym -powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. MJ przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Przy nim naprawdę czułam się bezpiecznie jak przy przyjacielu lub starszym bracie. Gdy mnie puścił jeszcze raz podaliśmy sobie dłonie żegnając się po czym Michael odszedł w kierunku swojego hotelu sąsiadującego z lotniskiem. Przy wyjściu odwrócił się do mnie, uśmiechnął szeroko i pomachał po czym zniknął w bramie. Z westchnieniem przeciągnęłam się, przetarłam oczy i ruszyłam do wyjścia z którego miałam najkrótszą drogę na dworzec.
Na stacji zastałam jeszcze wielu ludzi, którzy tak jak ja dopiero teraz mięli pociąg. Niektózy byli wypoczęci po nocy spędzonej w wygodnym, hotelowym łóżku, a inni mięli podkrążone oczy po nie przespanej nocy spędzonej na dworcu. Ja z całą pewnością wyglądem zaliczałam się do grupy drugiej, nawet pomimo tak miło spędzonej nocy. W końcu w ostatnim czasie naprawdę mało spałam. Jednak mimo wszystko ci pierwsi jak i ci drudzy byli szczęśliwi i wciąż jeszcze ogarnięci podnieceniem po wydarzeniach ubiegłej nocy.

Podróż minęła mi na rozpamiętywaniu ostatnich wydarzeń. W końcu to wszystko było jak piękny sen. Zaczęłam rozmyślać o spotkaniu z Jacksonem. To było coś... cudownego. W końcu nie co dzień można spotkać tak wielką gwiazdę, która jest naszym idolem i w dodatku z nią tak swobodnie rozmawiać. A może to tylko sen? Bo czy istniało choćby małe prawdopodobieństwo, że to wszystko działo się naprawdę? Że spotkałam Michaela, że z nim rozmawiałam, śmiałam się? Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Nie mogło się wydarzyć. To po prostu nie możliwe...
Gdy z grupy koncertowej zostałam sama i w przedziale zrobiło się cicho, a do końca zostało mi jeszcze parę godzin jazdy zdrzemnęłam się. O szesnastej byłam w domu. Mama wypadła już na korytarz żeby zobaczyć jak wyglądam po koncercie. Ona zawsze miała taki odruch, nawet po przedstawieniach w przedszkolu sprwdzała czy czasem coś mi się nie stało. Uspokoiwszy się, że jestem cała i zdrowa, a dodatkowo jeszcze strasznie szczęśliwa i zmęczona wciągnęła mnie do kuchni i dała coś ciepłego do zjedzenia. Po tych wszystkich emocjach dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Jadłam powoli podpierając jedną ręką głowę, żeby nie wpadła mi do talerza. Po piętnastu minutach walki z jedzeniem stwierdziłam, że nie jestem głodna i idę się położyć spać. Szybko się umyłam, przebrałam w piżamę i położyłam do łóżka. Ledwo moja głowa dotknęła poduszki, odpłynęłam. Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie, w końcu wyspana. Leżałam jeszcze długo w łóżku rozmyślając o koncercie i moim spotkaniu z Michaelem. Byłam ciekawa czy zapadłam mu jakoś w panięć, a może już zapomniał o dziewczynie spod sceny, ponieważ jest tak zajęty swoimi sprawami. Drzwi z mojego pokoju uchyliły się lekko i do pokoju zajrzała mama sprawdzając czy jeszcze śpię.
- Już nie śpię mamuś – powiedziałam i usiadłam na łóżku.
- To się ogarnij i chodź na śniadanie – powiedziała mama i poszła do kuchni. Przy śniadaniu opowiadałam rodzicom jak było wspaniale, co drugie słowo dziękując im za to, że pomogli mi spełnić moje marzenie. Mama nie mogła uwierzyć, że byłam na scenie z samym Królem Popu, ani w to, że po koncercie też z nim rozmawiałam. Później poszłam do pokoju powtórzyć lekcje na jutro. W końcu już koniec września i nauczyciele zaczynają powoli dawać nam w kość. Tak samo jak i przed koncertem nie mogłam się ani trochę skupić na nauce. Tym razem jednak ciągle wracałam do koncertu, wspominałam jak bezpiecznie czułam się w ramionach Michaela, a także jego zapach i uśmiech. Wyrwałam się z krainy wspomnień, otwarłam okno z nadzieją, że świerze powietrze trochę mnie otrzeźwi i włączyłam cichutko kasetę w radiu. Z muzyką zawsze wszystko łatwiej wchodziło mi do głowy. W tym wypadku jednak to nie podziałało. Głos mojego idola rozpraszał mnie jeszcze bardziej niż ta cała cisza. Włączyłam radio decydując się na słuchanie hitów na czasie czy czegoś podobnego. Jednak tutaj też przeżyłam szok, ponieważ cały czas opowiadali o koncercie, o tym całym show. A potem puszczali jego piosenki. Jezuuu... i znów ten głos... Porzuciłam naukę i poszłam na spacer z nadzieją, że jak wrócę będę bardziej przytomna i się skupię na książkach. Po drodze spotkałam kilku znajomych ze szkoły. O ile można ich tak nazwać. Jakoś nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Męczyły ich moje „dziwactwa” jak to nazywali. Jednak dzisiaj nawet raczyli powiedzieć cześć, a jakby tego było mało przystanęli i porozmawialiśmy chwilę. Pytali jak tam koncert i czy dobrze się bawiłam. Z jednej strony było mi miło, ale z drugiej coś mi tu nie pasowało... W końcu od ostatniej trasy ich raczej Michael nie interesował. Woleli unikać jakichkolwiek rozmów o nim. Ale może to ja sama doszukuję się problemów tam gdzie ich nie ma? Może tak naprawdę oni lubią Michaela i tylko mi się wydawało, że mnie nie lubią za to, że go słucham? Może. Chyba za dużo myślę...
Po zamienieniu kilku zdań z nimi ruszyłam dalej. Po parunastu minutach zaczęłam się poważnie zastanawiać nad stanem mojej psychiki. Musi być ze mną źle, ponieważ wszędzie widzę ludzi w fedorach. No może nie wszędzie, ale co chwilę ktoś w fedorze mnie mija. Albo jakimś innym Michael'owym akcentem. Fakt, Jackson jest człowiekiem znanym. Nawet bardzo. Ale w tym mieście ludzie są bardzo łatwowierni. Zwłaszcza bezgranicznie ufają mediom. I w ostatnich czasach raczej byli na nie.
Ciągle slyszałam, ze wzdycham do człowieka, który się wybielał, że przerwał swoją trasę ponieważ został oskarżony o molestowanie dzieci. Jak mogę słuchać pedofila? Później jak Michael zawarł ugodę z ojcem tego chłopca, który go oskarżał były kolejne plotki, że chciał go uciszyć. Wtedy tym bardziej był winny w ich oczach. Dalej na zabawach puszczali czasem jego piosenki, ale o nim samym raczej nie wspominano. A przynajmniej nie dobrze. Jasne, nie byłam jedyną fanką w tym mieście. Było nas sporo, ale raczej nie wielu się z tym afiszowało. Woleli pozostać w cieniu i mieć spokój. To było dla nich męczące, ale tak było bezpieczniej. Dopiero przed koncertem przestali sięukrywać, że słuchają tego wspaniałego człowieka. Właśnie, dlaczego tam mało ludzi pamięta o tym, że wpłaca często spore sumy na chore dzieci? Dlaczego wszyscy pamiętają tylko te chore wymysły prasy?
Tak rozmyślając spacerowałam przez dwie godziny. Wiedziałam, że raczej ten spacer mnie nie oderwał od Michaela, czyli z nauką w dniu dzisiejszym mogłam się pożegnać. Może nikt mnie jutro nie zapyta?
Reszta dnia minęła mi spokojnie na słuchaniu muzyki i czasem na krótkich rozmowach z mamą...

Następnego dnia wróciła szara rzeczywistość. Trzeba było porzucić wspomnienia na osiem godzin. Osiem długich godzin nie myślenia o Michaelu... U mnie to było trudne tak normalnie, a po tym wszystkim co się stało wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Wróciła do mnie codzienna rutyna. Znów stałam przy szafkach w kuchni i szykowałam sobie kanapki do szkoły przeglądając się w szybie i ubolewając nad stanem moich włosów. Następnie wyszłam z domu dokładnie zamykając drzwi i włączając sobie walkmana. Gdy weszłam do szkoły poczułam, że ten tydzień będzie ciężki. Wszyscy ludzie patrzyli na mnie i szeptali do siebie. Słyszałam strzępki ich rozmów. 

- Była tam.

- Widziała go.

- To ona podobno wbiegła na scenę, wierzysz w to?

Poszłam pod salę i usiadłam z paroma osobami z klasy, dla których zawsze było najważniejsze, że jestem a nie to, że mam swoje dziwactwa. Zaczęli mi opowiadać, że widzieli kawałki koncertu w telewizji, że w radiu cały czas o tym mówili, że wszyscy mówią o tym, że to ja wpadłam na scenę do Michaela i czy to prawda. Ich pytania mi nie przeszkadzały, ponieważ były przyjazne a nie tak jak innych z nutką ironii. No ale takie są uroki mieszkania w miejscu gdzie praktycznie każdy zna każdego...

Dzień mijał mi strasznie powoli. Na każdej przerwie czułam na sobie wiele spojrzeń co bardzo mi przeszkadzało, ponieważ wolę unikać skupiania na sobie uwagi innych. Tak było przez tydzień, później ludzie znaleźli sobie inne kozły ofiarne.

________________________________________________________________________
Swoją drogą dni pomiędzy dodawaniem kolejnej części się rozmazują. Nie wiem dlaczego, ale te dni kiedy dodaję tu nowy rozdział czuję się jakbym miała urodziny. Głupie, wiem. No cóż. Każdy ma swoje dziwactwa. Wolałabym mieć domek z ogródkiem po którym wesoło hasałby słoń, ale raczej nie jest mi to dane, więc cieszę się z tego dziwactwa, które jest w moim zasięgu.

Prosiłabym Was także o zostawienie mi namiarów na Was w zakładce "spam" jeśli sami prowadzicie blogi :)

Wasza
Irene Invincible

2 komentarze:

  1. Po pierwsze ani trochę nie zanudzasz mnie swoimi wypowiedziami przed i po notce. Lubie je czytać :) Lubię się dowiadywać nowych rzeczy o ludziach, a w szczególności fanach Michaela. Więc nie przestawaj ich pisać :D
    Po drugie nawet nie wiesz że "to coś" wróciło. Bez tego teraz nie mogłabym czytać tego świetnego opowiadania! :)
    I po trzecie w sprawie notki. Rozmarzyłam się. Wyobraziłam sobie że to ja jestem na tym koncercie. Piszesz tak realistycznie że to aż szok :) Niesamowite. mam nadzieję że Mike nie zapomni o Wioli i się wkrótce spotkają.
    Czekam na następną :D
    Jacksonka xD
    Ps. Jakby co to odpisałam u mnie na koma :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny, super piszesz! ;) co do Twojej "spowiedzi" tez miałam taki okres, tylko on trwał ok 1 roku, ale to było spowodowane czymś innym. Pamietam jak po dłuższej przerwie wlaczylam sobie stranger in moscow i bardzo mnie to wtedy poruszyło, także nie jestes sama! Diana ;)

    OdpowiedzUsuń

3xff#f00000xhx#000000xhx#ffffffxff2xffMichaelxfxxfxJacksonxfxxfxMJxfxxfx♬ xfxxfx❤xfxxfx♥xff15xff100xff90xff5xff15xff50xff0