Siemka.
Znienawidzicie mnie za te długie przemowy. Wiem. Przepraszam za nie.
Wiecie co... jest mi źle z tym wszystkim. Tak naprawdę to wszystko, ten blog to mój powrót. Przez długi czas mnie nie było. Miałam dość siebie samej. Było mi źle, ponieważ... Nie wiem jak to ująć. Przestałam czuć. Przestałam czuć muzykę. Ale najgorsze było to, że przestałam czuć muzykę Michaela. Nic. Żadnych ciarek jak zawsze. Wciąż ryczałam. Tak. Ale tylko dlatego, że czułam się jakbym Go zdradziła. Było mi źle. Trwało to dwa lata. Przez ostatnie dwa lata praktycznie nie słuchałam Michaela. Jedynie jak leciała jakaś piosenka w radiu. Z muzyki nie zrezygnowałam, pomimo że sama nie jestem umuzykalniona w żaden sposób, muzyka to część mojego życia. Ale przy niczym czego słuchałam nie czułam tego, co kiedyś przy Jacksonie. Było mi z tym tak bardzo źle...
I wiecie co? To wróciło. Tak nagle. Samo z siebie. Znów słucham, znów ryczę i znów mam ciarki jakbym wyszła na mróz w samych majtkach. Wróciłam. Nawet pisząc to opowiadanie mam ciarki. Kurcze. To wszystko jest takie... bez ładu i składu. Taka moja spowiedź przed Wami. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. A teraz zapraszam do czytania.
______________________________________________________________________________
Za bramami prowadzącymi na
lotnisko panował straszny ruch. Pracownicy sprawdzali wszystkie
zabezpieczenia oraz sprzęty, żeby nikomu nic się nie stao, a tym
bardziej, żeby nic się nie stało samemu Michaelowi. Stało tam już
kilkanaście karetek, barierki oddzielające kolejne sektory
lotniska, aby ludzie mięi jendak jakąś przestrzeń. Każdy sektor
miał pomieścić około pięciu tysięcy fanów. Bilety na koncert
rozeszły się wszystkie, czyli sto dwadzieścia tysięcy sztuk.
Koncert miał się rozpocząć o godzinie osiemnastej, ale do
sektorów wpuszczali już cztery godziny wcześniej. Na początku
grały supporty. Miałam szczęście. Miałam szansę znaleźć się
najbliżej sceny, ponieważ bilet który miałam był przydzielony do
sektorów I-XVIII. Najlepiej byłoby gdybym miała szansę dostać
się do sektoru II. Znajdował się on naprzeciwko środka sceny.
Sektor I i III były po bokach. Zbliżała się czternasta, wszyscy
nerwowo ustawili się pod bramą dzierżąc w dłoniach bilety. Byłam
blisko wejścia. Nie najbliżej, ale jednak znajdowałam się w takim
miejscu, że mogłam być pewna dostania się go któregoś z
pierwszych trzech sektorów. Szczęście rozsadzało mnie od środka.
Pogoda zaczęła się psuć, ale emocje były tak wielkie, że nikt
nie zwracał uwagi na chłodny wiatr. Czułam się jakby to był sen.
Kręciło mi się w głowie, a nogi miałam jak z waty, przez co
glany wydawały się jeszcze cięższe niż normalnie. Bardzo powoli
kolejka zaczęła się przsówać do przodu. Zaczęło się
wpuszczanie. Nie będę oszukiwać, w tym momencie zaczęła się
walka. Ludzie się przepychali. Nie chodziło tutaj o złośliwość.
To wszystko, to po prostu emocje, które nami wszystkimi targały.
Kilka dziewczyn stało zapłakane, niektóre już nie wytrzymały
tych emocji i odpływały w nicość. W końcu dotarłam do wejścia,
ochroniarz sprawdził mój biler i naderwał go przepuszczając mnie
dalej gdzie czekała na mnie kobieta, która przeszukała moją torbę
sprawdzając czy nie mam w niej niebezpiecznych przedmiotów, a także
mnie sprawdziła. Nie zwracałam uwagi na to co robi, byłam zbyt
przejęta tym co się dzieje. Co się zaczyna. Powiedziała, że
wszystko w porządku i uśmiechnęła się do mnie, ja zarzuciłam
torbę na ramię i ruszyłam w kierunku sceny. Przy każdym kolejnym
sektorze sprawdzali po raz kolejny bilet i kierowali mnie dalej. W
sektorze III skierowali mnie do sektora środkowego, byłam tutaj
jedną z pierwszych osób, więc doszłam do barierki witając się
ze znajomymi, których poznałam wcześniej. Tutaj emocje były już
inne niż przy wejściu. Każdy miał swoje miejsce, nie trzeba było
się pchać, żeby znaleźć się w najlepszym sektorze, tutaj
panowało podniecenie i oczekiwanie na to co ma nastąpić. Znalazłam
się tu z Kasią, dziewczyną, która wczoraj marzyła o wyciągnięciu
na scenę. Wpadła w straszną histerię. Siedziała pod barierką i
płakała. Te emocje towarzyszyły wielu innym ludziom. Po jakimś
czasie najbliższe sektory były już zapełnione. Wpół do siódmej
na scenę wyszedł facet zapowiadający pierwszy support jakim była
Formacja Nieżywych Schabuff. Po nich na scenę wpadł DJ Bobo. Wtedy
dopiero uświadomiłam sobie po co przed tak dużymi koncertami grają
supporty. Była to dobra metoda na lekkie rozluźnienie się. Jednak
na koniec jego występu wszystko wróciło, miałam wrażenie, że
nawet ze zdwojoną siłą. Facet zapowiadający kolejne występy
najwięcej oklasków od nas dostał gdy zapowiedział tego na którego
wszyscy tutaj czekali. Wtedy emocje sięgnęły zenitu. Zaczęło
się. Płytę lotniska zalała ciemność. Jedynymi źródłami
światła były lampy dalekosiężne, tak zwane lotnicze szperacze. Z
wielkich głośników wydobył się głos odliczający:
- …
siedem... sześć...
Panie i Panowie... pięć... cztery...
Już za kilkanaście
sekund... trzy, dwa...
Wkrótce!...
Jeden...
Staniecie się częścią...
zero!
Jego HIStorii!!
W głośnikach coś zaczęło
charczeć, wydobył się z nich pisk gitary i na wielkich telebimach
rozpoczęła się projekcja filmu. Bohaterem był Michael ubrany w
kombinezon wsiadał do jakiegoś statki kosmicznego, po czym wyruszył
torami pomiędzy historią. Były fragmenty gdy Jackson był mały,
były różne kraje, piramidy... Tak ruszył w naszym kierunku...
ruszył w kierunku Warszawy.
W pewnym momencie komputerowy głos
oznajmił, że statek zbliża się do Warszawy, emocje były
niesamowite, niektórzy krzyczei inni zahipnotyzowani wpatrywai się
w telebimy z szeroko otwartymi ustami. Na scenie rozległ się huk i
pojawił się dym. Z chmury dymu wyłonił się statek Michaela.
A
pod sceną rozległa się cisza, wszyscy w napięciu wpatrywai się w
scenę, a dokładniej w pojazd w którym teraz brakowało drzwi
ponieważ piosenkarz wyważył je jednym silnym kopnięciem.
Wyskoczył ze statki, zdjął hełm i odrzucił do tyłu swoje włosy.
Z głośników wydobył się ogłuszający jazgot. Pod stopami
czuliśmy jak trzęsie się ziemia. I nagle usłyszęliśmy pierwsze
takty piosenki Scream. Emocje wybuchły. Już nikt się nie
kontrolował, wszyscy krzyczeli, skakli, śpiewali wraz z Michaelem.
Piosenka nie doszła do połowy jak nad naszymi głowami przeniesiono
kilkanaście dziewczyn, które nie wytrzymały emocji. Zemdlały. Jak
się okazało później nie tylko mdlejące dziewczyny były
problemem lekarzy. Jeden z tych starszych ludz, którzy rano nam
pomogli także był na koncercie. On także nie wytrzymał emocji i
dostał palpitacji serca więc musiał interweniować kardiolog. Na
szczęście nic mi się nie stało poważniejszego. To wszystko było
magiczne...
W pewnym momencie, gdy
zabrzmiała piosenka You are not alone, poczułam jak ludzie z tyłu,
a zwłaszcza dziewczyny, odrywają moje ręce od barierek popychając
mnie do tyłu. Każda chciała się dostać pod barierkę z nadzieją,
że Michael zabierze właśnie je do siebie na scenę. W pewnym
momencie upadłam, ale zaraz poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce
zanim zostałam zdeptana. Ale nie skończyło się na podniesieniu
mnie. Chłopak który mnie podniósł wziął mnie na ręce i podał
do przodu. Tak przechodziłam z rąk do rąk, w pewnym momencie ku
zaskoczeniu wszyskich znalazłam się za barierką. Niewiele myśląc
pobiegłam w stronę sceny. Wszyscy byli w takim szoku, że nikt nie
zdążył zareagować. Gdy wdrapałam się na scenę nie rzuciłam
się na Michaela tylko stanęłam twarzą do niego i uśmiechnęłam
się szeroko. Piosenkarz był chyba w nie małym szoku...
~*~
Zacząłem śpiewać You
are not alone. Widziałem jak w pierwszych sektorach dziewczyny
przepychają się do przodu. W pewnym momencie zauważyłem, że
jedna z nich „pędzi” na rękach innych przez środkowy sektor ku
scenie. Jak należało się spodziewać w końcu wylądowała za
barierkami. Wszyscy byli zszokowani, nawet ochrona. Dziewczyna
korzystając z okazji ruszyła w moim kierunku. Nie powiem, nieźle
się wystraszyłem. Wiedziałem, że moje fanki często są jak w
letargi i pomimo że nie chcą mogą zrobić krzywdę. Liczyłem na
to, że ochrona coś zrobi zanim ona rzuci się na mnie... Jednak gdy
tylko stanęła na scenie strach odszedł. Staliśmy naprzeciwko
siebie i wpatrywaliśmy się w swoje twarze. Dziewczyna nie ruszała
się z miejsca tylko uśmiechnęła się zabójczo jak małe dziecko,
które coś nabroiło, a jej czerwone włosy potęgowały to, że
wyglądała naprawdę uroczo. Podszedłem do niej i nie przerywając
śpiewania przytuliłem ją mocno.
-Kocham cię – usłyszałem
przy uchu i poczułem zimną dłoń dotykającą mojego policzka.
To było dziwne uczucie. Takie inne niż do tej pory z
fankami, które dostawały szału na scenie i wyczyniały różne
rzeczy, od prób pocałowania mnie do wpadania w szał i
nieświadomego szaprania mnie. Ona była opanowana. Widać było jak
na dłoni targające nią emocje. Podniecenie, radość, wzruszenie,
ale potrafiła się opanować. W jej oczach nie było obłędu jak u
niektórych. Po chwili poczułem, że ochrona odrywa ją ode mnie. W
ostatnim momencie poczułem usta na swoim policzku i znów zobaczyłem
uśmiech, który jakby mógł rozświetliłby cały stadion pomimo
panujących na nim ciemności. Odwzajemniłem jej go i patrzyłem jak
zabierają ją ze sceny. I tutaj pojawiło się kolejne zaskoczenie
ponieważ dziewczyna nie wyrywała się, ochroniarz nawet nie musiał
brać jej na ręce. Szła kilka kroków przed nim zmierzając w
stronę sektoru z którego została wypchnięta. Złapała rękami
barierki i przeskoczyła przez nie. Została przyjęta przez fanów,
którzy teraz znaleźli się tak strasznie blisko niech chcąc
dotknąć osoby, która dotykała mnie... dziwne uczucie.
~*~
To sen. Z całą pewnością
to jest tylko piękny sen. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje.
Byłam na scenie. Przytulił mnie sam Król Popu. Sam Michael
Jackson. Piosenkarz. Cudowny i wrażliwy człowiek. Przytulił mnie!
A ja mu wyznałam miłość. Ja go pocałowałam w policzek. Teraz
stoję i patrzę wciąż na show, a ludzie naokoło dotykają mojej
bluzy w miejscu w którym przed chwilą były jego dłonie. Koncert
trwał nadal. Teraz przyszła kolej na Will You be There. Na koniec
Michael osunął się na kolana płacząc. Na wszystkich telebimach
widzięliśmy jego skuloną postać. W tym momencie miałam ochotę
jeszcze raz do niego podbiec i go przytulić. Powiedzieć żeby nie
płakał. Jedną z ostatnich piosenek było Earth Song. Piękna
piosenka. Piękne widowisko. Gdy na scenę wjechał czołg, z którego
wyskoczył uzbrojony żołnierz celujący w Jacksona myślałam, że
zejdę z tego świata. Serce ze strachu waliło mi jak oszalałe.
Wiedziałam, że tak miało być, że to część przdstawienia, a
jednak emocje były tak silne, że mimo wszystko odczuwałam strach.
I wiem, że nie tylko ja. Nagle żołnierz opuścił katabin i
rozpłakał się jak małe dziecko. Koncert zakończył się piosenką
HIStory. Z głośników znów było słychać wycie, na niebie
pojawiły się sztuczne ognie, a na scenie zasłony dymne. Wielu
fanów nie doczekało do końca mdlejąc. Oni kończyli koncert w
namiotach opieki medycznej... Nagle wszyscy zaczęli schodzić ze
sceny. My staliśmy pod nią, a powietrze wciąż było pełne emocji
po dopiero co zakończonym koncercie. Wszyscy skandowali głośno
imię Michaela jednak nikt już na scenę nie wyszedł. Po
wygaśnięciu świateł i upewnieniu się, że MJ już nie wyjdzie na
scenę ludzie zaczęli przepychać się w stronę wyjść. Z każdej
strony było słychać podniecone głosy fanów wciąż nie mogących
uwierzyć w to czego przed chwilą byli świadkami. Ja stałam w
miejscu wpatrując się w punkt, w którym zniknął mój idol. To
naprawdę był już koniec.
Nie spieszyło mi się,
ponieważ pociąg miałam dopiero jutro bardzo wcześnie rano, a
stacja była niedaleko lotniska, więc nie spieszyłam się do
wyjścia. W miarę jak wokół mnie pustoszało, robiło się coraz
zimniej. Jednak moje emocje całkowicie zagłuszały uczucie chłodu.
Usiadłam przy barierkach i wpatrywałam się w ludzi krzątających
się po scenie i składających sprzęt. Nawet nie zauważyłam kiedy
miejsce koncertu opustoszało, a światła prowadzące do wyjść
pogasły. Emocje, które mną zawładnęły były niesamowite. Z
jednej strony byłam szczęśliwa, że udało mi się tu dostać, że
wszystko było takie wspaniałe, stałam w najlepszym sektorze, w
pierwszych rzędach, byłam na scenie, przytuliłam samego Michaela
Jacksona, poznałam jego zamach. Ale z drugiej strony miałam ochotę
się rozpłakać, że to wszystko już za mną. Że już się nie
powtórzy. Po paru godzinach w krzyku i głośnej muzyce, cisza która
teraz nastała była nie do zniesienia. Rozsadzała uszy. Żałowałam,
że baterie w walkmanie się rozładowały, bo bym sobie włączyła
i choć trochę zagłuszyłabym tą ciszę. Nagle moje przemyślenia
przrwały czyjeś kroki. Dopiero teraz zorientowałam się, że
jestem sama, a wokół mnie jest ciemno. W sumie teraz to już ni
byłam sama. Z całą pewnością były to ludzkie kroki. Spróbowałam
w ciemności wytężyć wzrok. Serce waliło mi ze strachu, w końcu
tutaj nikt mnie nie usłyszy, ekipa ze sprzętem też już się dawno
zwinęła. W ciemności wychwyciłam czyjąś sylwetkę. Udało mi
się ustalić, ze jest to mężczyzna i nie ma złych zamiarów. Ba!
On mnie nie widzi! Myślałam, że to jakiś fan, który tak jak ja
czeka na pociąg i został tutaj, żeby zatrzymać troszkę dłużej
tą chwilę.
Podniosłam się z trawy
chcąc nawiązać z nim jakiś kontakt. Jednak zrobiłam to tak
szybko, że nie spodziewający się mnie mężczyzna podskoczył z
przerażenia. Grunt to dobre pierwsze wrażenie, no nie?
Przybysz uspokoiwszy się
widząc, że nie jestem duchem oraz nie mam złych zamiarów zbliżył
się do mnie, a ja mogłam mu się bliżej przyjrzeć. Mężczyzna
był dosyć wysoki, tak na oko miał 180cm wzrostu, był szczupły,
miał czarne kręcone włosy, czerwoną kurtkię, czarne przykrótkie
spodnie, białe skarpetki i czarne mokasyny. W jednej chwilo dotarło
do mnie kto przede mną stoi. Z początku myślałam, że to jakiś
fan – sobowtór, ale gdy zobaczyłam w ciemności oczy, które tyle
razy patrzyły na mnie z plakatów, od razu zrozumiałam, że to on.
Widać było, że Michael jest tak samo zdziwiony, że ktoś tu
jeszcze jest jak ja. Patrzyliśmy na siebie aż w końcu Michael
uśmiechnął się nieśmiało do mnie i najnormalniej w świecie
powiedział – cześć.
- Hej – odpowiedziałam i
również się do niego lekko uśmiechnęłam. Może to nie za dobre
porównanie, ale czułam się jak przy odpowiedzi gdy nauczyciel
zadaje pytanie, a cała klasa wlepia we mnie wzrok. Tu było podobnie
tylko wzrok całej klasy został zastąpiony tak przeszywającym
wzrokiem mojego idola – Jestem Michael Jackson, a ty jak się
nazywasz? - przez nerwy nic nie zrozumiałam. Czułam, że te
dziesięć lat nauki języka poszły się paść na łąkę. Jednak
po większym wytężeniu mózgu zrozumiałam, co przed chwilą
usłyszałam i dobiło mnie to, że Michael mi się przedstawił. Tak
jakbym go nie znała...
- Nazywam się Wiola... -
wydukałam tak cicho, że nawet ja sama ledwo się usłyszałam.
- Przepraszam, możesz
powtórzyć głośniej? - spytał Michael śmiejąc się. No
zdenerwował mnie gościu. Ja wszystko rozumiem, ale kurcze, mój
idol stoi sobie przede mną, oczekuje odpowiedzi na zadane wcześniej
pytanie, to chyba normalne, ze się człowiek denerwuje prawda? A ten
stoi i się jeszcze bezczelnie ze mnie śmieje!
- Nazywam się Wiola
Brzęczyszczykiewicz – powiedziałam z wrednym uśmieszkiem.
Michael popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, po czym spróbował
powtórzyć – Wiola Brzen... Bszen... Brzenszyskiewisz... - podczas
gdy mężczyna siłował się z tym trudnym wyrazem ja zapominając
na chwilę o zdenerwowaniu wybuchnęłam śmiechem. Michael
zarumienił się i uśmiechnął przepraszająco, a mnie uderzyło to
jak bardzo jesteśmy podobni. Sama bym była tak speszona w podobnej
sytuacji. Może to śmieszne, ale uderzyło mnie to, że tak jak i ja
jest po prostu zwykłym człowiekiem, który nie jest idealny.
Przestałam się śmiać i
kalecząc język angielski wytłumaczyłam mu, że żartowałam i
podałam prawdziwe nazwisko, z którego wymową nie miał większych
problemów. Potem usiedliśmy na trawie i zaczęliśmy rozmawiać.
Michael wypytywał mnie o wszystko, gdzie mieszkam, co robię, ile
mam lat i dlaczego przyjechałam. Odpowiadałam na jego pytania mimo
że sama miałam do niego ich tysiące. Wiele razy mnie poprawiał
gdy mówiłam źle, a ja starałam się zapamiętywać wszystko, żeby
następnym razem nie musiał tego robić. Następnie przyszła kolej
na moje pytania i tak się zagadaliśmy, że nie zwróciliśmy uwagi,
że właśnie zaczęło switać. Po tych paru godzinach całkiem
przestałam się denerwować, a nawet miałam wrażenie jakbyśmy
byli starymi przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach. O
godzinie piątej rano miałam pociag do domu, czekało mnie prawie
dwanaście długich godzin jazdy. Michael zerknął na zegarek. Była
czwarta. Powiedziałam mu, że muszę się powoili zbierać na
pociąg, a on uśmiechnął się i powiedział, że jego pewnie też
już szukają. Było mi strasznie ciężko się z nim rozstawać.
Wiedziałam, że to było nasze pierwsze i najprawdopodobniej
ostatnie spotkanie. Podnieśliśmy się z mokrej od rosy trawy,
uścisnęliśmy sobie ręce i pożegnaliśmy się.
- Nie martw się, jeszcze się
spotkamy – powiedział Michael widząc łzy w moich oczach.
- Chciałabym -powiedziałam
i uśmiechnęłam się do niego. MJ przyciągnął mnie do siebie i
mocno przytulił. Przy nim naprawdę czułam się bezpiecznie jak
przy przyjacielu lub starszym bracie. Gdy mnie puścił jeszcze raz
podaliśmy sobie dłonie żegnając się po czym Michael odszedł w
kierunku swojego hotelu sąsiadującego z lotniskiem. Przy wyjściu
odwrócił się do mnie, uśmiechnął szeroko i pomachał po czym
zniknął w bramie. Z westchnieniem przeciągnęłam się, przetarłam
oczy i ruszyłam do wyjścia z którego miałam najkrótszą drogę
na dworzec.
Na stacji zastałam jeszcze
wielu ludzi, którzy tak jak ja dopiero teraz mięli pociąg.
Niektózy byli wypoczęci po nocy spędzonej w wygodnym, hotelowym
łóżku, a inni mięli podkrążone oczy po nie przespanej nocy
spędzonej na dworcu. Ja z całą pewnością wyglądem zaliczałam
się do grupy drugiej, nawet pomimo tak miło spędzonej nocy. W
końcu w ostatnim czasie naprawdę mało spałam. Jednak mimo
wszystko ci pierwsi jak i ci drudzy byli szczęśliwi i wciąż
jeszcze ogarnięci podnieceniem po wydarzeniach ubiegłej nocy.
Podróż minęła mi na
rozpamiętywaniu ostatnich wydarzeń. W końcu to wszystko było jak
piękny sen. Zaczęłam rozmyślać o spotkaniu z Jacksonem. To było
coś... cudownego. W końcu nie co dzień można spotkać tak wielką
gwiazdę, która jest naszym idolem i w dodatku z nią tak swobodnie
rozmawiać. A może to tylko sen? Bo czy istniało choćby małe
prawdopodobieństwo, że to wszystko działo się naprawdę? Że
spotkałam Michaela, że z nim rozmawiałam, śmiałam się? Przecież
to nie miało najmniejszego sensu. Nie mogło się wydarzyć. To po
prostu nie możliwe...
Gdy z grupy koncertowej
zostałam sama i w przedziale zrobiło się cicho, a do końca
zostało mi jeszcze parę godzin jazdy zdrzemnęłam się. O
szesnastej byłam w domu. Mama wypadła już na korytarz żeby
zobaczyć jak wyglądam po koncercie. Ona zawsze miała taki odruch,
nawet po przedstawieniach w przedszkolu sprwdzała czy czasem coś mi
się nie stało. Uspokoiwszy się, że jestem cała i zdrowa, a
dodatkowo jeszcze strasznie szczęśliwa i zmęczona wciągnęła
mnie do kuchni i dała coś ciepłego do zjedzenia. Po tych
wszystkich emocjach dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem
zmęczona. Jadłam powoli podpierając jedną ręką głowę, żeby
nie wpadła mi do talerza. Po piętnastu minutach walki z jedzeniem
stwierdziłam, że nie jestem głodna i idę się położyć spać.
Szybko się umyłam, przebrałam w piżamę i położyłam do łóżka.
Ledwo moja głowa dotknęła poduszki, odpłynęłam. Następnego
dnia obudziłam się bardzo wcześnie, w końcu wyspana. Leżałam
jeszcze długo w łóżku rozmyślając o koncercie i moim spotkaniu
z Michaelem. Byłam ciekawa czy zapadłam mu jakoś w panięć, a
może już zapomniał o dziewczynie spod sceny, ponieważ jest tak
zajęty swoimi sprawami. Drzwi z mojego pokoju uchyliły się lekko i
do pokoju zajrzała mama sprawdzając czy jeszcze śpię.
- Już nie śpię mamuś –
powiedziałam i usiadłam na łóżku.
- To się ogarnij i chodź na
śniadanie – powiedziała mama i poszła do kuchni. Przy śniadaniu
opowiadałam rodzicom jak było wspaniale, co drugie słowo dziękując
im za to, że pomogli mi spełnić moje marzenie. Mama nie mogła
uwierzyć, że byłam na scenie z samym Królem Popu, ani w to, że
po koncercie też z nim rozmawiałam. Później poszłam do pokoju
powtórzyć lekcje na jutro. W końcu już koniec września i
nauczyciele zaczynają powoli dawać nam w kość. Tak samo jak i
przed koncertem nie mogłam się ani trochę skupić na nauce. Tym
razem jednak ciągle wracałam do koncertu, wspominałam jak
bezpiecznie czułam się w ramionach Michaela, a także jego zapach i
uśmiech. Wyrwałam się z krainy wspomnień, otwarłam okno z
nadzieją, że świerze powietrze trochę mnie otrzeźwi i włączyłam
cichutko kasetę w radiu. Z muzyką zawsze wszystko łatwiej
wchodziło mi do głowy. W tym wypadku jednak to nie podziałało.
Głos mojego idola rozpraszał mnie jeszcze bardziej niż ta cała
cisza. Włączyłam radio decydując się na słuchanie hitów na
czasie czy czegoś podobnego. Jednak tutaj też przeżyłam szok,
ponieważ cały czas opowiadali o koncercie, o tym całym show. A
potem puszczali jego piosenki. Jezuuu... i znów ten głos...
Porzuciłam naukę i poszłam na spacer z nadzieją, że jak wrócę
będę bardziej przytomna i się skupię na książkach. Po drodze
spotkałam kilku znajomych ze szkoły. O ile można ich tak nazwać.
Jakoś nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Męczyły ich moje
„dziwactwa” jak to nazywali. Jednak dzisiaj nawet raczyli
powiedzieć cześć, a jakby tego było mało przystanęli i
porozmawialiśmy chwilę. Pytali jak tam koncert i czy dobrze się
bawiłam. Z jednej strony było mi miło, ale z drugiej coś mi tu
nie pasowało... W końcu od ostatniej trasy ich raczej Michael nie
interesował. Woleli unikać jakichkolwiek rozmów o nim. Ale może
to ja sama doszukuję się problemów tam gdzie ich nie ma? Może tak
naprawdę oni lubią Michaela i tylko mi się wydawało, że mnie nie
lubią za to, że go słucham? Może. Chyba za dużo myślę...
Po zamienieniu kilku zdań z
nimi ruszyłam dalej. Po parunastu minutach zaczęłam się poważnie
zastanawiać nad stanem mojej psychiki. Musi być ze mną źle,
ponieważ wszędzie widzę ludzi w fedorach. No może nie wszędzie,
ale co chwilę ktoś w fedorze mnie mija. Albo jakimś innym
Michael'owym akcentem. Fakt, Jackson jest człowiekiem znanym. Nawet
bardzo. Ale w tym mieście ludzie są bardzo łatwowierni. Zwłaszcza
bezgranicznie ufają mediom. I w ostatnich czasach raczej byli na
nie.
Ciągle slyszałam, ze
wzdycham do człowieka, który się wybielał, że przerwał swoją
trasę ponieważ został oskarżony o molestowanie dzieci. Jak mogę
słuchać pedofila? Później jak Michael zawarł ugodę z ojcem tego
chłopca, który go oskarżał były kolejne plotki, że chciał go
uciszyć. Wtedy tym bardziej był winny w ich oczach. Dalej na
zabawach puszczali czasem jego piosenki, ale o nim samym raczej nie
wspominano. A przynajmniej nie dobrze. Jasne, nie byłam jedyną
fanką w tym mieście. Było nas sporo, ale raczej nie wielu się z
tym afiszowało. Woleli pozostać w cieniu i mieć spokój. To było
dla nich męczące, ale tak było bezpieczniej. Dopiero przed
koncertem przestali sięukrywać, że słuchają tego wspaniałego
człowieka. Właśnie, dlaczego tam mało ludzi pamięta o tym, że
wpłaca często spore sumy na chore dzieci? Dlaczego wszyscy
pamiętają tylko te chore wymysły prasy?
Tak rozmyślając
spacerowałam przez dwie godziny. Wiedziałam, że raczej ten spacer
mnie nie oderwał od Michaela, czyli z nauką w dniu dzisiejszym
mogłam się pożegnać. Może nikt mnie jutro nie zapyta?
Reszta dnia minęła mi
spokojnie na słuchaniu muzyki i czasem na krótkich rozmowach z
mamą...
Następnego dnia wróciła szara rzeczywistość. Trzeba było porzucić wspomnienia na osiem godzin. Osiem długich godzin nie myślenia o Michaelu... U mnie to było trudne tak normalnie, a po tym wszystkim co się stało wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Wróciła do mnie codzienna rutyna. Znów stałam przy szafkach w kuchni i szykowałam sobie kanapki do szkoły przeglądając się w szybie i ubolewając nad stanem moich włosów. Następnie wyszłam z domu dokładnie zamykając drzwi i włączając sobie walkmana. Gdy weszłam do szkoły poczułam, że ten tydzień będzie ciężki. Wszyscy ludzie patrzyli na mnie i szeptali do siebie. Słyszałam strzępki ich rozmów.
Następnego dnia wróciła szara rzeczywistość. Trzeba było porzucić wspomnienia na osiem godzin. Osiem długich godzin nie myślenia o Michaelu... U mnie to było trudne tak normalnie, a po tym wszystkim co się stało wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Wróciła do mnie codzienna rutyna. Znów stałam przy szafkach w kuchni i szykowałam sobie kanapki do szkoły przeglądając się w szybie i ubolewając nad stanem moich włosów. Następnie wyszłam z domu dokładnie zamykając drzwi i włączając sobie walkmana. Gdy weszłam do szkoły poczułam, że ten tydzień będzie ciężki. Wszyscy ludzie patrzyli na mnie i szeptali do siebie. Słyszałam strzępki ich rozmów.
- Była tam.
- Widziała go.
- To ona podobno wbiegła na scenę, wierzysz w to?
Poszłam pod salę i usiadłam z paroma osobami z klasy, dla których zawsze było najważniejsze, że jestem a nie to, że mam swoje dziwactwa. Zaczęli mi opowiadać, że widzieli kawałki koncertu w telewizji, że w radiu cały czas o tym mówili, że wszyscy mówią o tym, że to ja wpadłam na scenę do Michaela i czy to prawda. Ich pytania mi nie przeszkadzały, ponieważ były przyjazne a nie tak jak innych z nutką ironii. No ale takie są uroki mieszkania w miejscu gdzie praktycznie każdy zna każdego...
Dzień mijał mi strasznie powoli. Na każdej przerwie czułam na sobie wiele spojrzeń co bardzo mi przeszkadzało, ponieważ wolę unikać skupiania na sobie uwagi innych. Tak było przez tydzień, później ludzie znaleźli sobie inne kozły ofiarne.
________________________________________________________________________
Swoją drogą dni pomiędzy dodawaniem kolejnej części się rozmazują. Nie wiem dlaczego, ale te dni kiedy dodaję tu nowy rozdział czuję się jakbym miała urodziny. Głupie, wiem. No cóż. Każdy ma swoje dziwactwa. Wolałabym mieć domek z ogródkiem po którym wesoło hasałby słoń, ale raczej nie jest mi to dane, więc cieszę się z tego dziwactwa, które jest w moim zasięgu.
Prosiłabym Was także o zostawienie mi namiarów na Was w zakładce "spam" jeśli sami prowadzicie blogi :)
Wasza
Irene Invincible
Po pierwsze ani trochę nie zanudzasz mnie swoimi wypowiedziami przed i po notce. Lubie je czytać :) Lubię się dowiadywać nowych rzeczy o ludziach, a w szczególności fanach Michaela. Więc nie przestawaj ich pisać :D
OdpowiedzUsuńPo drugie nawet nie wiesz że "to coś" wróciło. Bez tego teraz nie mogłabym czytać tego świetnego opowiadania! :)
I po trzecie w sprawie notki. Rozmarzyłam się. Wyobraziłam sobie że to ja jestem na tym koncercie. Piszesz tak realistycznie że to aż szok :) Niesamowite. mam nadzieję że Mike nie zapomni o Wioli i się wkrótce spotkają.
Czekam na następną :D
Jacksonka xD
Ps. Jakby co to odpisałam u mnie na koma :D
Rozdział genialny, super piszesz! ;) co do Twojej "spowiedzi" tez miałam taki okres, tylko on trwał ok 1 roku, ale to było spowodowane czymś innym. Pamietam jak po dłuższej przerwie wlaczylam sobie stranger in moscow i bardzo mnie to wtedy poruszyło, także nie jestes sama! Diana ;)
OdpowiedzUsuń